Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla występujących, ale i dla patrzących był rozkoszą. I teraz, cały pierścień widzów zebrał się w około czterech filarów, między któremi kilkanaście par wykonywało Galjardowe harce.
Tylko Pan Kaźmiérz odwrócił się, i stanął do nich plecami. Teraz już nie brał go smutek, ale go brały złości. Mój Boże! Ten taniec był taki stosowny do figlarnych ruchów Hedwigi, tyle sobie zeń obiecywał uciechy!
— Owóż i Galarda już dla mnie stracona! — Rozmyślał gorzko. — Jak téż to można tak haniebnie marudzić? Pewnie to tam Pani Korwiczkowa muska i muska czoło, a oni precz na nią czekają, bo wiem, że mieli przyjść jedną kompanią.
Chcąc sobie skrócić chwile niecierpliwości, zbliżył się do kółka mężczyzn, którzy w kącie sali wiedli żywą, rozmowę. Kilka słów z niéj zasłyszanych, przykuło jego uwagę, byli to bowiem wszystko «ludzie morscy», i o morskich rzeczach gadali. Właśnie Pan Wojciech Zabokrzycki, dzielny Oberszter od królewskiéj flotty, mówił, podnosząc głos jakby na okręcie, dla przekrzyczenia już nie szumnych bałwanów, ale gwaru rzeszy i kapeli:
— Cuda nam tu Waszmość Panie Van der Helst rozpowiadasz o Panu Krzysztofie Arciszewskim, i bardzo ja rad że on u was awansował aż na Vicereja i jakoby drugiego Jazona. Jeno nie pojmuję, czemu się Waszmość tak dziwowasz? Abo to on pierwszy? Co tu gadać że