Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko w mig odrobię. Nie teraz pora na sknérzenie. Raz jeno w życiu człek się żeni. Raz jeno człek na prawdę się kocha.
(Tak zawsze młodzi mówią, zapominając, że są ludzie, co i po dwa razy, i po kilka razy się żenią. A co do zadania, ile razy człowiek naprawdę się kocha, tego żaden psycholog jeszcze nie rozwiązał, bo każdemu zakochanemu, za każdym razem się wydaje, że to dopiero jest pierwszy raz «na prawdę»).
A już jeżeli kiedy niewypadało «sknérzyć», to niezaprzeczenie dzisiaj. Mógłże w swoim zwykłym porucznikowskim ubiorze, zszarzanym już dosyć długą służbą, wystąpić na tém wspaniałém zebraniu, gdzie chciał pięknie wydać się przed Hedwigą, gdzie miał po raz pierwszy prowadzić ją w taniec, gdzie miał jéj powiedziéć takie rzeczy, od których zawisło jego szczęście albo nieszczęście, słowem, w tym najważniejszym dniu swego żywota?



Przy wrodzonéj sobie sprężystości ducha, Pan Kaźmiérz wprędce zapomniał o troskach, borgach i Millerach, i rozwiązanie tych kłopotów odłożywszy do dni następnych, teraz już tylko cieszył się swoim nowym strojem. I naprawdę miał się czém cieszyć. Gdy Maciek pana ubierał, to aż usta rozdziawiał od podziwu, a ręce mu się trzęsły od radości. Wprawdzie ubiór dzisiejszy, pod względem barw i kroju, był podobny do codziennego, ale z jakże odmiennych