Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Było to w nocy, w mróz straszliwy, bo zimno dochodziło do 20 stopni.
— Biedny kapitan! zawołał Jakób. Z taką przyjemnością byłbym go teraz zobaczył.

VII.
Przyjaciel uratowany.

Po południe upłynęło na pogawędce i spacerze, unikano jednak starannie spotkania się z kimkolwiek z oberży; dopiero wieczorem, kiedy już się zciemniać zaczynało udał się Moutier wraz z Jakóbem w tamtą stronę, aby się coś dowiedzieć o biednym Piotrku.
Naumyślnie obeszli dom dokoła i po długiem krążeniu dostali się do zabudowań gospodarskich. Wszędzie panowała grobowa cisza, nigdzie nie widać było światła, drzwi były po zamykane, nie mogli więc żadną miarą dostać się do środka.
Jedna tylko wozownia stała otworem, tu więc obaj schronili się obmyślając dalsze plany. Już bawili tam czas nijaki, gdy nagle drzwi od oberży otworzyły się i wyszedł jakiś człowiek z krytą latarką w ręku. Moutier poznał w nim właściciela oberży. Oberżysta zbliżył się do komórki z węglami, którą od wozowni oddzielała ściana z desek, otworzył drzwi i wszedł .
— Masz kolacyą, rzekł głosem surowym i chra-