Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypędzić. Pozostaniecie zawsze przy mnie, będę was kochała, jak moje własne dzieci i żeby dać wam tego dowód, proszę bardzo, ażebyście i ty i twój brat Paweł nie tytułowali mię pani Blidot, ale nazywali wprost matką.
— O niezawodnie, w tobie będziemy mieli matkę, zawołał Jakób, tak dobrą, jak była kiedyś nasza. Pawełku, dodał, powinieneś nazywać panią, matką.
— Ja nie chcę, wolę pójść z panem Moutier i kapitanem, odparł Paweł.
— A więc nie lubisz pani Blidot? zapytał Jakób.
— Lubię ją, ale daleko lepiej kapitana.
— Daj mu pokój, kochany Jakóbie, wtrąciła Elfy, powoli przyzwyczai się, i niezadługo będzie nas lubił tak jak kapitana i nazywał moją siostrę matką a mnie ciotką. Bo i ty będziesz mi także mówił ciotko.
— O tak ciociu, zawołał Jakób, rzucając się w jej objęcia.
Jakób spokojny o przyszłość Pawła, odrazu stał się wesołym, obmyślając coraz nowe zabawki dla niego, już to z kamyczków, już ze źdźbła słomy, już ze skrawków papieru, a nadto starał się być użytecznym pani Blidot i jej siostrze, wykonywując starannie ich polecenia, dopomagając do mycia domowych sprzętów i obsługując gości. Około wieczora zbliżył się z nieśmiałością do pani Blidot, mówiąc: