Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawie wszyscy, odpowiedział Moutier znużony tem długiem siedzeniem przy stole.
— Dobrze więc, chodźmy. Idź naprzód z Elfy.
Generał powstał a za nim wszyscy. Sam otworzył drzwi od ogrodu. Elfy wydała znowu okrzyk radosny a puszczając rękę swego towarzysza pobiegła wesoła jak dziecko przypatrzeć się nowemu płotowi jaki zbudowany został tuż przy łące i obejmował całą posiadłość.
Jakób i Paweł towarzyszyli jej wyśpiewując wesoło, tak że wszystko troje wkrótce znikli. Wówczas generał rzekł do Moutier:
— Biegnij mój kochany i sprowadź mi tu zbiegów, nie powinni być daleko. Do licha wszyscy biegną, jakby nagle kto ich ścigał. Gdzież oni poszli doprawdy. A ten biedny Derigny, którego pani Blidot ciągnie za rękę i on także leci jakby miał skrzydła.
Goście rzeczywiście rozbiegli się na wszystkie strony, nie mogąc dość nachwalić się pół i łąk i całej w ogóle posiadłości. Szczególniej zachwycano się maluchnym gajem, który całemu temu krajobrazowi nadawał urok nieopisany.
Siostry kochały się szczerze i serdecznie, zmiana ta więc położenia Elfy nie wzbudziła w pani Blidot najmniejszej zazdrości, była uradowana, zachwycona niespodzianem szczęściem Elfy.
Jeden tylko proboszcz dotrzymywał towarzystwa generałowi.