Strona:Dante Alighieri - Pieśniarz.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Radują, chociaż trudne ich zdobycie.
Kiedym tak patrzał, w duszę moją skrycie
Weszła ta, której tak wielka jest siła,
Iż ogniem mnie roztliła
Jak wodę, kiedy w słońcu promienieje:
A z jej przybyciem słońca blask przeźroczy
Radośniej mi się śmieje,
Odkąd odbity przez jej błysnął oczy.

A jaka piękna jest i jak szlachetna[1]
I jaką miłość budzi,
Słowo daremnie wyrazić się trudzi,
Lecz wyobraźnia w duszy to umieszcza;
Choć sama przez się nie byłaby świetna
Nad wszystkich wzrosła ludzi,
Ty budzisz zapał, którego nie studzi
To, że nad siłę działać musi wieszcza.
W piękności owej twa siła się streszcza;
O ile mądrość na godnym przykładzie
Swe zaufanie kładzie, —
Podobnie słońce ognia nie pochłania,
Ni ogień słońcu światła nie zabiera,
Lecz skoro się wyłania,
Wtedy wśród wszystkich błyszczy radość szczera.

Więc ty, o Panie, coś tak dobrotliwy,[2]
Iż zda się, że wszelakiej
Mądrości ziemskiej początek jednaki

  1. III. Dante porównuje stosunek swej wyobraźni do ukochanej (filozofji), do tego stosunku, w jakim pozostaje płomień i słońce. Pierwszy żywioł jest ograniczony w swem działaniu i zależny od drugiego, potężniejszego i szerszego w zakresie swych atrybutów.
  2. IV. Prośba, by Amor (żądza wiedzy) pozwolił mu widzieć ukochaną (dostąpić poznania prawdy).