Słońce, służyłbym jej po wszystkie czasy[1]
I w tem pragnieniu długie przeżył czasy.
A więc Miłości, której życia czasy,
Jak Ruch odwieczne i jak Blask, co świeci,
Litość miej wielką i zmień smutne czasy!
Wnijdź dziś w jej duszę po najdalsze czasy,
Wypędź z jej głębin dech śmiertelnie zimny,
Który mi niszczy najpiękniejsze czasy!
Bo gdy nie miną beznadziejne czasy,
Tedy w obliczu onej pięknej skały
Polegnę martwy pod brzemieniem skały,
By wstać, gdy wszystkie ukończą się czasy[2]
I wtedy ujrzeć, czy jest jaka pani
Piękniejsza od mej bezlitosnej pani.
Kancono, myśl mą wciąż zajmuje pani,
Która, choć była dla mnie nakształt skały,
Pomogła przecie strach mi zabić zimny,[3]
Tak, że dziś pragnę zmienić kształt jej zimny
W pieśń, co nieznaną formą swoją świeci
I nikt jej dotąd nie znał w żadne czasy.
Strona:Dante Alighieri - Pieśniarz.djvu/53
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.