Milej, że słów mych szczere znasz oblicze,
Boś jasnowidny duch przed Stworzycielem.
Abyś oświecił, bo mię podziw ima,
Jak miód się może wyrodzić w gorycze«[1].
Na tem co powiem, a ku prawd powadze
Będziesz stał twarzą[2], tak jak dziś plecyma.
Światy, po których wstępujesz do szczytu,
Opatrzność swoję zmienia w nich na władze.
Wszego przezorność boża doskonała,
Lecz o ład jego i pełnię dosytu.
Tak niezawodnie do swej mety chynie,
Jako do celu przejrzanego strzała.
Stąpasz, zmieniłyby ten świat ogromny
W twór nie cudowi rówien, lecz ruinie.
Duch mają Wiedy, tych gwiazd wzruszyciele
I ów Pierwowied[3], mocą w nich przytomny.
A ja: »Nie trzeba, wierzę bez dowodu:
Natura chybić nie może w swem dziele«.
Gorzej, gdyby żył nie w społecznym stanie?...«
»Tak«, rzekłem, »ani nie pytam powodu«.