Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hop! Hop! Z prawej w lewo! Z prawej w lewo!
Jakieś wąsy, długie i mokre ukłuły Kassandrę w plecy; ktoś ją uszczypnął, a ktoś szepnął jej w ucho słowa bezecne. Nagle wszyscy stanęli, jak wryci. Z czarnego tronu, w którym zasiadał Niewidzialny, rozległ się głos, podobny do grzmotu.
— Poddani — wołał — daję siłę słabym, pokornym pychę, głupim wiedzę, nieszczęśliwym wesołość. Bierzcie!
Starzec z białą brodą, patryarcha czarowników, odprawiający czarną mszę, wygłosił uroczyście:
Credo in Deum patrem Luciferum, qui creavit caelum et terram, Et in filium ejus Belzebuth.
Po tych słowach zaległo milczenie, wśród którego, dał się znowu słyszeć ten sam głos, podobny do grzmotu.
— Przyprowadźcie mi moją oblubienicę, moją białą gołąbkę!
Arcykapłan zapytał:
— Jak na imię twojej oblubienicy, twojej białej gołąbce?
— Madonna Kassandra! Madonna Kassandra! — brzmiała odpowiedź. Usłyszawszy swoje imię, piękna czarownica struchlała, włosy stanęły jej dębem.
— Madonna Kassandra! Madonna Kassandra! — powtarzały wiedźmy.
Ukryła twarz w dłoniach i chciała uciekać, ale już zewsząd wyciągały się ręce kościste, chwytały ją i ciągnęły do tronu.
Dziewczyna spuściła oczy, aby nie widzieć potwora.
— Chodź! — zawołał.
Spuściła głowę, przemogła okropny wstręt, postąpiła naprzód i oczy podniosła. W chwili tej z kozła opadła skóra, jak z węża, i donnie Kassandrze ukazał się Dyonisos, bóg Olimpu, z uśmiechem na ustach, z tyrsem w jednem i winnem gronem w drugiem ręku. Do grona wspinała się pantera. Korowód czarownic zmienił się w orgię na cześć Bachusa, czarownice przekształciły się w menady, a dyabły — w satyry o koźlich nogach, na miejscu kredowej skały pojawiła się świątynia o marmurowych kolumnach.