uprzejmie, jak wszystkich zwiedzających pracownię, bez względu na ich urodzenie i stanowisko.
Trzej sekretarze przypatrywali się nieznanym maszynom, globusom, przyrządom astronomicznym, olbrzymiemu kryształowemu oku, służącemu do badań światła, instrumentom muzycznym, anatomicznym rysunkom i szkicom potężnych machin wojennych.
Fedor patrzył na te aparaty, jak na dzieło astrologa i alchemika. Uwagę Eutycha zwróciło przedewszystkiem olbrzymie skrzydło. Franciszek, przy pomocy tłómacza Błażeja, wyjaśnił mu, że to część maszyny do latania i że mistrz przez całe życie pracował nad jej budową.
Eutych przypomniał sobie człowieka skrzydlatego na płaskorzeźbie we Florencyi i zamyślił się głęboko.
Przyglądając się obrazom, stał długo przed Janem Chrzcicielem. Wziął go naprzód za kobietę; nie mógł uwierzyć, że to święty; dopiero po chwili dojrzał krzyż, wyłaniający się z cieniów i skórę wielbłądzią, opasującą biodra młodzianka. Im dłużej patrzał, tem więcej zachwycał się jego pięknością.
Stał przed obrazem, jak w zachwyceniu, a serce biło mu niezrozumiałem dla niego samego wzruszeniem.
Ilja Kopiła splunął ze wstrętem.
— Szatański pomysł! — rzekł, odciągając młodego pisarza.
Jeżeli to Zwiastun, to zapowiada — nie Chrystusa, lecz Antychrysta. Chodźmy ztąd, aby oczu nie skalać.
Pomimo, iż zjazd był niewielki w Amboise i można było umieścić się wygodniej, Eutych, jak przed dwoma laty zamieszkał pod dachem, przy gołębniku. Miła mu była cisza i samotność. Powróciwszy z pracowni, aby odegnać pokusę, zasiadł do malowana świętego obrazu, na którym odtwarzał Jana Chrzciciela. Zwiastun miał dwie głowy i skrzydła olbrzymie, stał na piaszczystej górze.
Eutych zabrał się gorliwie do pracy, ale nie zdołał odegnać wspomnienia tamtego obrazu. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Wyszedł i błą-