A może był to uśmiech obojętny, z jakim umarli patrzą na żywych?
Artysta czuł, ze śmierć Giocondy nie była przypadkową i że gdyby chciał, mógł ją ocalić. Zdało mu się, że nigdy jeszcze nie widział tej twarzy tak blizko i tak bezpośrednio. Od chłodnego a pieszczotliwego spojrzenia Giocondy dreszcz go przenikał.
Pierwszy raz w życiu Leonard bał się spojrzeć w przepaść, nie chciał poznać jej głębi.
Zasłonił tę twarz ukochaną, której widok sprawił mu rozkosz męczarnię jednaką.
Na wiosnę, skutkiem próśb namiestnika króla Francyi, Karola d’Amboise, Republika zwolniła Leonarda od jego zobowiązań, pozwalając mu opuścić Florencyę na trzy miesiące i udać się do Medyolanu.
Rad był opuścić swe miejsce rodzinne, tak, jak przed laty dwudziestu, gdy z przed jego oczu znikały śnieżne szczyty Alp, strzegące zielonych łąk i dolin Lombardyi.
Roku następnego, 1507, malarz otrzymał od Republiki nieograniczony urlop i wszedł zupełnie w służbę Ludwika XII, zamieszkał w Medyolanie.
Upłynęło lat cztery. Pod koniec roku 1511, Giovanni Beltraffio, który był już słynnym mistrzem, pracował nad freskami w nowym kościele św. Maurycego, przy klasztorze żeńskim Monasterio Maggiore wzniesionym na ruinach rzymskiego cyrku i świątyni Jowisza.
Wpobliżu, za wysokim murem był opuszczony ogród pałacu, Carmagnola. Zakonnice odnajmowały ten gmach zrujnowany wraz