wyplunie wszystkie pożarte okręty. A nad wyspą rozpościera się niebo, wciąż pogodne, słońce świeci blaskiem słodkim, powietrze jest tak przejrzyste i ciche, że płomień palących się kadzideł u podnóża świątyni strzela w górę tak prosto, jak marmurowe kolumny i czarne cyprysy, odbijające się w gładkiej tafle jeziora. Fontanny szepcą o miłości do ucha rozbitków, wiatr niesie im zapach kwiatów i drzew mirtowych, a im sroższa burza wre i kipi na morzu, tem większy spokój w królestwie Wenery“.
Umilkł, a wraz z jego głosem zgasły dźwięki lutni i skrzypiec. Zapanowało milczenie, piękniejsze i wymowniejsze od pieśni. Słychać było tylko szmer fontanny. Monna Liza utopiła wzrok w oczach artysty z uśmiechem tajemniczym, podobnym do cichej, przejrzystej wody, której dna dojrzeć nie sposób.
A Giovanniemu zdało się, że w chwili tej Leonard i monna Liza podobni są do dwu źwierciadeł, odbijających wzajem swój obraz w nieskończoność.
Nazajutrz, w Palazzo Vecchio malarz pracował nad „Bitwą pod Aughiari“, obrazem, obstalowanym przez Republikę. Wracając do domu, Leonard zatrzymał się na placu przed Dawidem Michała Anioła.
Ten posąg z białego marmuru, odrzynający się na tle wieży, strzegł, jakby Ratusza Florencyi. Ciało młodzieńca było chude, muskularne, ręka prawa trzymała procę, w lewej był kamień. Było to dzieło Michała Anioła, największego wroga Leonarda, choć ten był zawsze gotów służyć mu radą i pomocą.
I oto teraz stojąc przed tym posągiem, czuł w nim duszę, równą swojej, lecz odmienną, tak jak czyn jest odmiennym od rozmyślania, namiętność od chłodu, burza od spokoju. Ta obca siła pociągała Leonarda, budziła w nim ciekawość, żądzę zbadania jej głębi.
Podczas budowy florenckiej katedry niezręczny rzeźbiarz uszkodził marmurową bryłę. Za przybyciem Leonarda do Florencyi ofiaro-