— Ha! więc to tak — zawołał Machiavel. — Moje listy mają szczęście podobać się kierownikom nawy państwowej, podziwiają oni wytworność stylu imć Niccola, przyznają mu zasługi, a ja tymczasem żyję, jak pies, marznę, przymieram głodem, znoszę upokorzenia, a wszystko dla dobra naszej świetnej Republiki. Niechże ją dyabli porwą razem z jej Radą!
Chwytał go gniew bezsilny, brutalny. Pragnąc odwrócić rozmowę, Lucio oddał Machiavelowi list od jego młodej małżonki monny Marietty. Niccolo odczytywał z lubością te słowa, kreślone na szarym, grubym papierze, ręką niewprawną.
„Słyszałam, że w tamtym kraju panują gorączki i rozmaite inne choroby — pisała. — Możesz sobie wystawić, jak jestem niespokojna. Myślę o tobie we dnie i po nocach. Dzięki Bogu, nasz chłopak zdrów. Zaczyna być podobnym do ciebie i dlatego wydaje mi się pięknym, a jest tak duży i żwawy, jak gdyby miał rok conajmniej. Pamiętaj o nas i wracaj prędko. Bardzo cię o to proszę. Na miłość Boską powracaj! A tymczasem niech Bóg, Najświętsza Panienka i potężny św. Antoni mają cię w swojej opiece i zachowają cię zdrowo“...
Leonard spostrzegł, że oblicze Machiavela rozjaśniało się słodkim uśmiechem. Ale ten uśmiech znikł niebawem. Niccolo zapanował nad swem wzruszeniem, przyoblekł twarz w zwykłą surowość, zmiął list, wsunął go do kieszeni i mruknął:
— Któż to rozpuścił pogłoskę o mojej chorobie?
— Niepodobna było utrzymać jej w tajemnicy — odparł Lucio — Monna Marietta chodziła od jednego z waszych przyjaciół do drugiego, nawiedziła członków Rady Dziesięciu, zapytywała, gdzie jesteście, co porabiacie.
— Wiem, wiem, nudna baba!
Machnął ręką i dodał:
— Sprawy państwowe powinny być oddawane w ręce ludzi bezżennych. Trzeba wybierać: między polityką, a kobietą — niepodobna służyć obu razem.
Spuścił oczy i głosem piskliwym zapytał:
— Wszak nie myślisz żenić się, młodzieńcze?
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/197
Wygląd
Ta strona została skorygowana.