Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Od pierwszej chwili, zaćmił nadwornego poetę Bellincioni.
Księżna, ujrzawszy Lukrecyę Crivelli wśród dam, otaczających wieszcza, zbladła, lecz opanowała wzruszenie: zbliżyła się do swej rywalki i ucałowała ją, jak zwykle, z objawami wielkiej czułości.
Poeta deklamował swój sonet, opiewający: jak podczas pożaru w domu ukochanej nie zdołano ugasić ognia, albowiem ludzie, przybywający na pomoc, musieli zalewać wodą płomienie, wzniecone we własnych sercach oczyma tej pięknej damy. Wiersze wzbudzały zachwyt wśród kobiet.
— Geniusz! Geniusz! — mówiły jedne. — Imię Unica przejdzie do potomności, on zaćmi Danta.
— Unico jest genialniejszym od Danta — twierdziły inne.
Beatrycze nie mogła słuchać tych bredni; wyszła, zwróciła do głównej sali i rozkazała swojemu wiernemu paziowi Ricciardetto, który był w niej zakochany, aby podążył na górę i czekał na nią z zapaloną pochodnią. Minęła parę sal pełnych gości i znalazła się w odległej, pustej galeryi; drzemało tam kilku szwajcarów, opartych na halabardach; otworzyła drzwiczki żelazne, prowadzące na kręte schody i doszła niemi do olbrzymiej, sklepionej komnaty, służącej za sypialnię księcia. Wziąwszy pochodnię zbliżyła się do szafki dębowej, wmurowanej w ścianę, — książę zamykał tam sekretne papiery; wsunęła do zamka klucz, ukradziony mężowi i próbowała otworzyć; nagle spostrzegła, że zamek jest rozbity, a szafka pusta.
Zapewne Il Moro, spostrzegłszy brak klucza, ukrył papiery w innem miejscu.
Na dworze śnieg padał, wiatr świstał, wył i płakał, głosy wichury budziły w sercu księżnej smutek bezmierny.
Nagle błysnęła jej myśl:
— Bellincioni! — Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Tak, z pewnością! Od niego tylko mogę się dowiedzieć! Ale jakby się do niego dostać, żeby nikt mojej nieobecności nie spostrzegł. Będą mnie szukali! Mniejsza o to. Chcę poznać prawdę! Nie mogę już żyć dłużej wśród kłamstw i obłudy.