Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To ciała nagie, wzory anatomiczne. Znalazłem je w tym oto domu, na strychu.
— Dadzą jasny płomień — mówił braciszek, z dziecinną niemal uciechą.
— O Panie — modlił się chory młodzieniec — przebacz nam wszystkim. Gdyby nie Ojciec Girolamo, zgnilibyśmy w grzechu. A kto wie, czy zdołamy jeszcze uratować zbłąkane dusze.
Zaczął odmawiać litanie.


Zastępy Armii zbliżały się do stosu. Wszystkie dzieci były przybrane w białe powłóczyste szaty, każde niosło w ręku posążek Chrystusa, który jedną ręką wskazywał cierniową koronę na swej głowie a drugą — błogosławił. Za nimi szło duchowieństwo, dalej gonfalonierzy, członkowie Rady Ośmdziesięciu, kanonicy, profesorowie i doktorowie teologii, rycerze i trębacze.
Wśród tłumu zaległo milczenie grobowe. Na placu przed starym zamkiem ukazał się Savonarola, podniósł krucyfiks i głosem uroczystym zawołał:
— W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Stos zapalać!
Czterech zakonników z płonącemi pochodniami zbliżyło się do rusztowania i podpaliło je na czterech rogach.
Wzbił się naprzód dym szary, potem czarny. Zagrzmiały trąby, Duchowieństwo zaintonowało: Te Deum laudamus. Rozkołysały się dzwony wszystkich kościołów.
Ogień pożerał stare księgi, pergamin zwijał się, syczał, tłum wrzeszczał. Jedni modlili się głośno, drudzy płakali, ci śmieli się, tamci tańczyli z radości, wymachiwali kapeluszami, byli i tacy, którzy wygłaszali proroctwa.
— Śpiewajcie hymny Panu! — wołał szewc z obłąkanemi oczyma. — Wszystko spłonie, wszystko zaginie, nie pozostanie ani nauki, ani sztuki, ani władzy, ziemia odrodzi się, Bóg otrze łzy, ukoi smutki. Nie będzie śmierci, ani płaczu, ani choroby, ani zgryzoty! O Chryste, przybywaj, przybywaj coprędzej!