Strona:D. M. Mereżkowski - Piotr Wielki.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

promienie słoneczne, jak miecze ostre, przebiły ją, zabłysły w niej strumienie ognia, strumienie krwi, jak gdyby dokonywał się tam w znamionach na niebie ostateczny bój, którym byt świata miał się zakończyć. Michał i aniołowie jego wojowali przeciw smokowi, a smok i aniołowie jego wojowali przeciw aniołom Bożym, ale ostać się nie mogli, nie znalazło się dla nich miejsca na niebie. I strącony był Smok, wielki Wąż starożytny.
Słońce wychodziło z poza chmury, jaśniejąc w sile i chwale swej, podobne obliczu przybywającego Pana.
I niebo i ziemia i twory wszelkie śpiewały pieśni bez słów na cześć wschodzącego słońca:
— Hosanna! Ciemność zwyciężyło światło.
I Tichon zstępujący z góry, jakby lecący na spotkanie słońca w niemocie swej wiecznej, sam stał się wieczną pieśnią na cześć przybywającego Pana:
— Hosanna! Antychrysta zwyciężył Chrystus!