Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bezpieczeństwie i w każdej pracy, narówni z ostatnim żołnierzem, albowiem od tej chwili nie jesteście już niewolnikami moimi, ale przyjaciółmi, ale dziećmi! Jeżeli zaś los nieuchronny każe mi paść wśród boju, szczęśliwym będę, że umieram za Wieczną Romę, jak wielcy mężowie starożytni, Scewole, Kurcyusze i najszlachetniejsi potomkowie Decyuszów. Zatem — odwagi, towarzysze, i pamiętajcie, że silni zwyciężają zawsze!
Wyciągnął miecz, z uśmiechem wskazując wojsku odległy horyzont pustyni. Żołnierze zgodnym ruchem podnieśli i zestawili puklerze, wykrzykując z zapałem:
— Sława! Sława zwycięskiemu cesarzowi!
Galery bojowie próć poczęły fale Eufratu, orły rzymskie wzleciały nad kohortami, i biały rumak poniósł cesarza w stronę wschodzącego słońca.
A od piramidy Gordyana zimny cień siny padał na białe piaski, i po krótkiej chwili Julian przejść musiał z pod świetlanych promieni w ten długi złowieszczy cień samotnego grobowca.

XV.

Wojsko kroczyło lewym biegiem Eufratu po rozległej równinie, jednostajnej, jak morze, srebrzystymi piołunami pokrytej. Nigdzie nie było widać drzewa. Z krzewów i traw zionęły ostre zapachy. Kiedy niekiedy stada dzikich osłów zjawiały się na widnokręgu, wzbijając tumany kurzu, albo przebiegały strusie. Lekko, powiewnie, prawie nie dotykając się ziemi, mknęły zwinne gazele o cienkich nogach z oczyma fałszywie łagodnemi, jak u pięknych kobiet. Tłuste i delikatne mięso dropi dymiło się u ognisk żołnierzy. Żarty i śpiewy nie milkły do