Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rza, Ojcze nasz, Zdrowaś Marya! i to mu ulżyło. Odtąd często się modlił i odżywał pomału, jak człowiek napół uduszony, któremu oddech częściowo powraca. Wreszcie zrozumiał, że wtedy dopiero robi mu się lżej, gdy przestaje się usprawiedliwiać, a uważa się owszem za zwyczajnego przestępcę, nie lepszego wcale, a może i gorszego, od tych, co mordują po gościńcach. Zrozumiał, także, że winy nie można usprawiedliwić, a można ją tylko odkupić, lecz nie wiedział jak — zamierzał chwilami rzucić wszystko i wstąpić do klasztoru, lecz czuł, że to za mało, łatwiej uciec od świata niż żyć w nim.
Musiał coś z sobą zrobić; wstąpił więc najpierw do loży masońskiej, a stamtąd do tajnego stowarzyszenia północnego i przekonał się wprędce, że tu znajdzie to, czego szukał — odkupienie i poryw. Duchowo zmienił się nie do poznania, choć na zewnątrz był nieraz jeszcze tym samym, co wpierw, błyszczącym porucznikiem gwardyi, z dość miłą choć pospolitą twarzą, krągłą, rumianą bez zarostu, przez co wyglądał na młodszego jeszcze niż był, a liczył lat 29. Po przyjeździe Golicyna z Wasylkowa Oboleński widywał się z nim często i słuchał z ciekawością opowiadań jego o południowym związku, o Słowianach, Sergiuszu Murawiewie i katechiźmie jego. Ideę Murawiewa o wolności z Bogiem odrazu pojął.
Rankiem 13 grudnia Oboleński i Golicyn poszli od Rylejewa do Trubeckiego. Na Angielskim bulwarze, gdzie mieszkał Trubecki, można było iść prosto od błękitnego mostu, lecz po zaduchu w mieszkaniu Rylejewa obaj przyjaciele woleli odetchnąć świeższem powietrzem i postanowili o-