Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma, jakby kamienna i jeden tylko muskuł na policzku drżał bez przerwy.
— A ja właśnie dawno już czekam na was, siadajcie wasza wielmożność, przemówił Mikołaj spokojnie i uprzejmie.
Zmiana była tak nagła, że Miłoradowicz zapytywał siebie, czy nie urojeniem było, co widział przed chwilą, ta druga oszalała wściekłością twarz.
— Cóż słychać? — Uwięziliście kogo? — Pytał Mikołaj.
— Nikogo, wasza wysokość — z ludzi, wymienionych w donosie Dybicza, niema żadnego w stolicy, wszyscy są na urlopie, co do podpułkownika Pestla, tam posłany już rozkaz aresztowania.
— A tu w Petersburgu spokojnie?
— Spokojnie, i taki porządek panuje wszędzie, jakiego można powiedzieć, nigdy nie bywało. Prawie też pewny jestem, że niema tu obecnie żadnego z występnych podżegaczy.
— Prawie pewny?
— Mniemanie moje w tej sprawie, znane jest waszej wysokości. Należałoby przyspieszyć przyjazd cesarzewicza, aby mógł przeczytać publicznie ostatnią wolę zmarłego cesarza na posiedzeniu senatu, poczem powinien ogłosić waszą wysokość cesarzem i pierwszy przystąpić do przysięgi.
— No? a jeśli tego nie będzie, to wtedy co? wątpicie, czy przysięga się uda, bo gwardja mnie nie lubi i choć nie przysługuje jej prawo głosu w tej sprawie, to jednak weszło to już u niej w zwyczaj, prawie w drugą naturę. Wszak tak? — zakończył Mikołaj, wpatrując się w nie-