Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nareszcie zobaczyliście to! — rozpromienił się ojciec Piotr. — Wasz! druhu najmilszy, wasz, z takimi jak wy żyć i umierać.
Dnia 12 kwietnia w niedzielę palmową wszedł ojciec Mysłowski do Golicyna w zasie z kielichem w ręku i powiedział, że rozdaje komunię świętą więźniom.
— A wy książę czy pragniecie? — spytał Golicyna tak samo, jak za pierwszem spotkaniem przed trzema miesiącami.
— Nie! nie pragnę — odrzekł Golicyn, tak samo jak wtedy.
— Dlaczego?
— Bo nie chcę mieszać Chrystusa ze zwierzem.
I objaśnił mu swoją dawną myśl o świętokradzkiem pomieszaniu cesarskiego z Boskiem, kościoła z państwem.
— A choćby i tak. Dlaczego macie gubić się a tego powodu — odrzekł Mysłowski. — Czyż głodny człowiek nie pożywi się chlebem, dlatego że go znalazł w jaskini zbójców.
Golicyn umilkł rozbrojony; tak ułagodziło i niemal poraziło to ukorzenie się, nietylko może ojca Piotra, lecz i tego wszystkiego, co stało za nim.
— Wiecie przecież ojcze Piotrze, za co zaliczono mnie między złoczyńców i wiecie, że niema we mnie skruchy, jakże więc chcecie nieskruszonego nakarmić hostyą.
— Nakarmiłbym.
— Nawet zabójcę?
— Co wam książę? Bóg z wami, przecieżeście nikogo nie zabili.
— Wszystko jedno, chciałem zabić, zabić zwierza w imię Chrystusa. Jak myślicie ojcze Piotrze, czy wolno w imię Chrystusa zabijać?