Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zrozumiesz jeszcze, a jeśli cię spytają o Kachowskiego, to nie mów, że to on zabił Miłoradowicza, ja także raniłem go bagnetem, być może, że ja zabiłem.
— Poco kłamiesz? wiesz dobrze, że Kachowski.
— Wszystko jedno, nie zdradzaj go w każdym razie, staraj się go uratować.
— A ciebie zgubić?
— Nie zgubisz, wszyscy i tak świadczą za mną, a przeciw niemu.
— Nie umiem kłamać.
— Ty zawsze tylko o sobie myślisz, pomyśl o drugich. Idę już, bywaj zdrów.
Po rozmowie z Oboleńskim, Golicyn tak się głęboko zamyślił, że machinalnie nie myśląc co robi, zaczął jeść bułkę. Opamiętał się dopiero, gdy spożył połowę, nie wypadało zostawiać, więc zjadł do końca. W nocy zbudziły go kurcze i ból żołądka. Jęczał i stękał, całą noc się przemęczył, rankiem zaś chwyciły go tak straszne wymioty, że myślał, iż wnet skona; lecz potem zrobiło mu się lżej i zasnął.
— Jakże wam noc przeszła? — spytał go nazajutrz Sukin.
— Bardzo źle, miałem nudności i wymioty...
— Czy zjedliście co niezdrowego?
— Trusow uraczył bułką.
— Nie zapiliście wodą?
— Nie.
— A to dlatego, trzeba zawsze popijać chleb wodą. To nic! prsejdzie, zaraz będzie doktór.
— Nie trzeba doktora.
— Owszem, trzeba. Gdyby, broń Boże, co zaszło, przepisy u nas są bardzo srogie, odpowiadamy głową za życie aresztanta.