Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


CZĘŚĆ CZWARTA.

ROZDZIAŁ I.

— Na tortury wezmą, o Boże daj siłę przenieść — to była pierwsza myśl Golicyna, skoro ocknął się na świeżem powietrzu.
Oberpolicmajster Szulgin, chcąc przywieść go do przytomności, kazał spuścić okna karety, w której go wieziono z pałacu do twierdzy.
— Co za męki przenosili chrześcijańscy męczennicy... Ale to święci, a ja. No nic, może i ja — próbował dodawać sobie otuchy, lecz ta nie przechodziła i przenikał go żywiołowy strach.
Kareta zatrzymała się przed domem komendanta petropawłowskiej twierdzy. Szulgin wysadził więźnia i zdał go feldjegrowi, ten zaś wprowadził go do niewielkiego pokoju, z gołemi ścianami, gdzie prawie nie było mebli, prócz stolika i dwóch krzeseł. Na stole paliła się łojowa świeca.
Feldjegier posadził Golicyna na jednem krześle, a sam siadł na drugiem i tak pokojowo ziewnął zasłaniając usta dłonią, a potem przeżegnał się, że Golicyn spodziewać się zaczął, że go na męki nie wezmą.