Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy to on odpowiedział na projekt Pestela, aby wytępić carską rodzinę. »Zgadzam się z wami całkowicie, do gruntu«. Czy to on powiedział?
— Może być, nie pamiętam.
— Postarajcie się przypomnić sobie.
— A wam to na co?
— To bardzo ważne.
— Całkiem nie ważne, głupstwo. Wasza wielmożność — dodał Odojewski zwracając się do Benkendorfa. — Czego mnie się tamten tak dopytuje, nie pozwólcie mu, my tu przecie nie szpiegi, jesteśmy nie donoszczyki.
Benkendorf, mrugnął na Lewaszewa.
— Nie gniewaj się przyjacielu, Lewaszew już nie będzie. — Chcieliście opowiedzieć nam jak przepędziliście dzień 14 grudnia.
— A tak, chciałem, tylko, że to wszystko było jak we śnie; snu nie opowiesz. Noc całą przestałem na warcie w pałacu nie zmrużywsy oka, zmęczyłem się jak pies; krew uderzyła do głowy, co u mnie zwykle bywa od bezsenności. Rano pojechałem do kawiarni Lereda, kupiłem funt karmelków kwaśnych, bardzo lubię takie karmelki. Potem poszedłem do domu wyspać się. Aż poniosło mnie na plac. Zawlekli mnie zaraz do czworoboku, dwadzieścia może razy próbowałem odejść, ściskać mnie zaczęli całować, więc i zostałem, sam niewiem poco!
— Mieliście w ręku pistolet? — spytał Benkendorf.
— Pistolet? — Może być, ktoś mi zapewne wsunął.
Lewaszew zaczął spisywać coś ołówkiem na papierze.