Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz przypomniał, że to nieprawda, odpowiedział więc inaczej.
— W politycznych zasadach związku nie było carobójstwa. Chciałem tylko powstrzymać ich od wywołania zaburzeń w wojsku i niepotrzebnego przelewu krwi.
— Wiedzieliście o zaburzeniach? — spytał cesarz.
— Wiedziałem.
— I nie donieśliście?
— Nie dopuszczałem nawet myśli do siebie, bym mógł uprawnić kogo do nazwania mnie podłym.
— A teraz, jak was nazywają?
Trubecki nic nie odrzekł, lecz spojrzał na Mikołaja tak, że zrobiło mu się nieswojo.
— Przestań się pan wykręcać i mów wszystko, co wiesz — krzyknął Mikołaj groźnie, bo zaczynał go ogarniać gniew.
— Nic więcej nie wiem.
— Nie wiecie? a to co?
Mikołaj poszedł szybko do biurka i wziął zapisaną ćwiartkę papieru, na której położył był przedtem kulę, by papier odrazu znaleść.
— Może i o tem nie wiecie. — Kto to pisał? Czyja ręka?
— Moja.
— A wiecie? że za to samo mógłbym was kazać na miejscu roztrzelać.
— Każcie wasza cesarska mość! Macie do tego prawo — odparł Trubecki podnosząc ponownie oczy — i wspomniał w myśli »W Bogu nadzieję pokładam i nie trwożę się, cóż mi uczyni człowiek«?
— Nie trzeba się gniewać, nie trzeba się gniewać — powtarzał w myśli cesarz, lecz było już