Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tłumie byli chłopi, rzemieślnicy, mieszczanie, kupcy, służba, urzędnicy i ludzie niewiadomego zawodu, dziwnie odziani, jakby się umyślnie przebrali. Mieli więc na sobie płaszcze pańskie, a chłopskie czapki, albo też półkożuszki chłopskie, o do tego wysokie kapelusze, czarne fraki i zgrzebne koszule z czerwonemi szarfami zamiast pasów. Jeden z nich miał twarz całą umazaną sadzą jak kominiarz.
— Taki kmotr, figurą jest w policyi, to sobie pysk osmolił, aby go nie poznali. Objaśnił ktoś Golicyna.
— Czarny pysk ale sumienie białe. Nie sztuka polubić białego, pokochaj mnie i czarnym bo być białym każdy potrafi; odcinał się czarno gęby, szczerząc zęby białe jak u Negra. Wielu miało broń, stare zardzewiałe szable, noże, siekiery, rydle i żelazne drągi, takie jakich używają stróże do rąbania lodu, a także i zwykłe dębczaki, jak w czasach Puhaczewszczyzny. A ci co przyszli z gołemi rękami, wyrywali koły z Isakowskiego parkanu, albo kamienie z bruku, zbrojąc się czem kto mógł.
— Widząc to bezładne barbarzyństwo i ucisk prostego narodu, cesarz Konstanty Pawłowicz, postanowił to wszystko uporządkować; przemówił chudy rzemieślnik, z wynędzniałą, złą i mądrą twarzą — ubrany w zatłuszczony kaszkiet i drelichowy paskowany kubrak przepasany rzemiennym pasem.
— Po dwie skóry z nas zdzierają, przeklęci — syczał gniewnie bezzębny sługa dworski, staruszek w bajowej dworskiej katanie z kilku pelerynkami.
— Ciężko żyć ludziom, w całem ruskiem carstwie, oj tak! tak! biadała baba czerwona jak