Strona:Czerwony kogut.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   285   —

Żebraczka tymczasem jadła i zwolna opowiadała:
— ...Do Wilna cesarz przysłał teraz nowego władcę... Jenerał-gubernator on się zwie, czy jakoś inaczej... Straszny podobno człowiek, jak zwierz. Ani Boga nie boi się! Naszego biskupa zbeształ i sklął. Dwóch księży kazał rozstrzelać... Rozstrzelał on ich, koteczko, za to, że jakieś pismo ludziom w kościele przeczytali... Tak i rozstrzelał we środku miasta... w samo południe, żeby wszyscy ludzie widzieli... Nikt tego nie spodziewał się... Powiadają, że sam wielki archirej rosyjski szedł prosić, ażeby księży nie strzelał, Boskiem imieniem groził, żeby takiej strasznej rzeczy nie robił... To ten władca kiedy krzyknął na archireja: »Ja, powiada, robię, co chcę, Boga nie boję się; kto wie, powiada, gdzie ten Bóg jest — ja Jego nie widziałem, a ty czy widziałeś?...« Tak i powiedział... Straszny człowiek! Kiedy mówi, to jak wół ryczy... Teraz, jak tylko kogo złapie, zaraz każe rozstrzelać, albo powiesić... Źle, koteczko, teraz żyć, a co dalej będzie, jeden Pan Bóg wie...
Józefa siedziała blada, z rozwartemi oczyma... W jej uszach dźwięczały słowa:
— Idź, ratuj swego męża...