Strona:Cyklista na wycieczkach. Lwów-Gdańsk.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

We wtorek 28 lipca przez Moszczankę i Ryki po znakomitej szosie, jak tam nazywają, pierwszej klasy, dotarliśmy do Gończyc, ponieważ jednak z nieba leciały ogień i siarka a upał był nie do zniesienia, skręciliśmy w bok do Sobolewa i tamże przerwawszy jazdę na cyklu wsiedliśmy na kolej, decydując się zajechać do Warszawy tym prozaicznym środkiem lokomocji, jaki porządny cyklista powinien mieć w pogardzie. Wskutek depeszy, nadanej, w Sobolewie ― na Pelcowiźnie czekało już na nas dwóch członków warszawskiego klubu cyklistów, mianowicie pp.: Fertner i Szyndler, którym, niech mi wolno będzie serdecznie podziękować. A towarzystwo ich i opieka były nam naprawdę potrzebne. Nieprzywykli do wielkomiejskiego ruchu, sądziliśmy zrazu, że będziemy każdej chwili roztratowani przez przejeżdżające wozy i powozy, a tylko obawa, aby się nie powstydzić przed warszawianami i nie skompromitować Lwowa, sprawiły, iż trzymałem się przewodnika i jak wąż, ale wąż potniejący ze strachu ― przesuwałem się pomiędzy setkami dorożek, które w „kawalerskiem“ tempie zewsząd najeżdżały na nas.