Strona:Cyd.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
INFANTKA
Dwór cały miał cię w cenie,

żeś w zemście twej namiętna,
by honor domu dźwigać,
w żądzy o kaźń Rodryga
stawała się natrętna.
Dziś czas, byś była inna.
Miałabym dla cię słowo,
lecz nie chcę cię urażać
ni mową zbyt surową, —
ni wiem, czy myśl tę nową
w umyśle chcesz rozważać, —
czy wierzysz żem życzliwa?...

SZIMENA
Księżniczko, nadewszystko

wiem to, żem nieszczęśliwa.
Gdy czułość słowo niesie,
przejęta dolą moją,
już nie natrętne rady,
lecz te, co umysł koją.
Księżniczko, mów, posłucham.

INFANTKA
Patrz, łzy w mych oczach stoją

nad waszą ciężką dolą.
Lecz, gdy chcesz zwalczyć siebie,
zwalcz siebie własną wolą!
Rodrygo, gdy niemiły,
gdy dusza nań się wzdryga,
znajdź w sobie tyle siły,
byś z duszy precz wydarła.