Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznych szpar, nie wyrządził im żadnej poważnej szkody ten wybuch magazynu prochowego.
Mimo tego wybuch ten wywołał wśród obrońców taki popłoch, że atakujący mogli się dostać przez okna i otworzyć bramy prawie bez oporu.
Gdy wybiegłem do sieni, znalazłem ją przepełnioną żołnierzami francuskimi, a natknąłem się właśnie na marszałka Lannes, gdy wchodził ze swoim sztabem.
Stanął i zaczął się uważnie przysłuchiwać memu opowiadaniu.
— Wspaniale, rotmistrzu, wspaniale! — zawołał. — O takim czynie należy natychmiast zawiadomić cesarza.
— Chciałbym dodać, ekscelencjo — zauważyłem, — iż doprowadziłem tylko rozpoczęte dzieło do końca. Obmyślił je i przygotował Hubert, a przypłacił to życiem.
— Nie zapomnimy o jego zasługach — odparł marszałek. — Zresztą minęło już wpół do piątej, a pan, panie rotmistrzu, musisz być po tylu przygodach bardzo głodny. Ja i mój sztab jemy śniadanie w mieście. Zapewniam pana, iż będzie pan dla nas bardzo mile widzianym gościem.
— Z wdzięcznością przyjmuję zaproszenie, ekscelencjo — odpowiedziałem. — Ale mam jeszcze przedtem do załatwienia małe spotkanie, które mnie od tego powstrzymuje.
Wyłupił na mnie oczy.
— O tej godzinie?
— Tak jest, panie generale — odparłem. Moi towarzysze broni, których wczoraj miałem przyjemność poznać, wzięliby mi za złe, gdybym się wpierw z nimi nie widział.
— W takim razie do widzenia — rzekł marszałek i poszedł dalej.