O niech mi twoja głąb’ zmyje wodą odmętną
Przyziemnych zbrukań piętno! Odmęcie, kąp mię, kąp!
Otom już wykąpana, fala-m najczystsza z fal,
I już mi... lądu żal i białych ciał, jak piana.
Ach, tam mi płynąć ztąd! Tam mi błoga spokojność.
Krzepka dżynem upojność! Hejże, na ląd, na ląd!
Otom na lądzie znów. grzechoce żwirem plaża,
Jak grzech, słodko pogwarza melodya ludzkich słów.
Jakże cudni ci ludzie, nadzy, splątani w kłąb’!
Morska mi nic da głąb’ pojęcia o tym cudzie.
W szynkach żeglarski gmin, prześmiardły kabli smarem.
Miłość odymia warem — miłość, jak dżyn, jak dżyn!
Kłębią się i z nóg walą, w dymach, w odorze kuf...
Płyń w czyste głębie znów, powracaj, błędna falo!
Spiętrzona w piany słup, grzesznej, jak dżynu wonie.
Płyń w otchłaniowe tonie, ciche jak grób, jak grób.
Tak się ocean kłębi. Rwą go tęsknoty dwie:
Jedna do lądu zwie, a druga zwie — do głębi.
IV.
Syt gwaru, syty cisz, odmęt wybucha wwyż,
Do Seleny, księżyca: to trzecia wód tęsknica.