Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
170CHIMERA

staje przede mną promienna widomie,
jak tajnych linij lśniący wid ulotny — —
——————————
Kocham Cię, Światło, w majaczenia smudze,
w tęczowym jęku rozpławionej stali,
w bólach porodu p rzy pierwszym prajonie:
oto bóg-światło ogląda się w strudze — —
oto bóg-światło złotem lany chwali — —
oto bóg-światło — w piorunów koronie!
—————————
Kocham Cię więcej na tle Nocy Tłumu,
O Jasny Duchu! któryś rówien BOGU.
— Pierwsza przyczyna niech będzie pojęta —
Kocham Cię, Chryste, w pomrokach rozumu,
Tyś przy nich — Słońce przy świecy w trójnogu!
W bezmiarze światła Twej nauki świętej
zoczyłem Jasną Obcość mojej jaźni
i krysztalnianą pewność — upojon wiary szałem!
W Twej krwi ziemia czerni się wyraźniej:

żegnam ją, choć kocham — JA, który się stałem —
————————————
Dość modłów. Droga moja czeka uśmiechnięta

Chór Wieków.

Pierwsza Przyczyna niech będzie pojęta!

Strażnicy Księgi.

Oto prze-święty przybytek KSIĘGI,
sam — wejdziesz w SEN o NIEPOJĘTEM,
odbieramy ci oręże i symbole. — —

Chór Duchów.

odebrano mu symbole

Czytelnik.

Niegdyś (widziałem go) miał ranę na czole,
ranę czarną, krwią zapiekłą,