Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pamiętam, która droga: w prawo czy na lewo?
— W prawo — zdecydował Janek.
— Powinniśmy już widzieć Mnicha.
— Co dziś w tej mgle zobaczysz?
— Żeby tylko gdzie Zosi nie zaskoczyła w górach.
Janek spojrzał na brata zsuniętemi brwiami, ale rozpogodził się zaraz.
— Mają przewodnika, — rzekł uspokojony.
— To prawda, ale zmoknie.
— Deszcz tatrzański nie szkodzi, nie dostanie nawet kataru.
— Patrzno, Janku, z tej góry nie schodziliśmy przecież?
— Tak ci się zdaje? — Musieliśmy ją obejść.
— To może inna droga?
— Przez tę mgłę wszystko się zmienia, ale szliśmy tędy napeweno.
— Nie przypominam sobie — szepnął Tadzio.
— Ostrożnie, bo ślizko bardzo, po korzeniach nie stą...
Tadzio skamieniał: Janek krzyknął krótko i zsunął się jak kamień po wilgotnej ziemi, na szczęście niedaleko, lecz prosto w kałużę.
— Wróćmy się — zaczął Tadzio, wzruszony stanem garderoby brata. — To nie ta droga, zbłądziliśmy.
— Więc prowadź.
Wkrótce wiedzieli obaj, że zbłądzili: szli jakąś drogą, zupełnie nieznaną, zalaną wodą w miejscach równych, na pochyłości pokrytą grubym, ostrym