Strona:Bukowiński Władysław (Selim) - Na greckiej fali.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wsiadamy. Nie czas żałować rozstania
Z obcem drobiazgu ludzkiego mrowiskiem.
Olimpu szczyty obłok już przysłania,
Słońce ostatnim swym żegna nas błyskiem
I ton liliowy rzuca na wybrzeża...
Godzina, wieki pragniona, uderza!

Świst jeden, drugi, przeciągły, chrapliwy...
Zazgrzytał łańcuch, i okręt już rusza.
Z kajut na pokład wybiega kto żywy
I pod osłoną dymu pióropusza
Raz jeszcze żegna blizkich garstkę drogą.
Lecz my — na brzegu nie mamy nikogo.

Tym lepiej! Cały świat niesiemy z sobą...
Choćbyśmy nigdy nie wrócili z drogi,
Niczyjej duszy nie zmroczym żałobą,
Niczyjej drzemki spokój cenny, błogi
Zniknieniem naszem zmącony nie będzie...
A więc — do śmierci razem, razem wszędzie!

Niby ptak młody, lotny, śnieżnopióry,
Przed chwilą z mrocznej wypuszczony klatki,
Okręt przez morskie szybuje lazury,
Drobne po drodze wymijając statki.
Helleńska flaga w powietrznym przestworze
Igra — dziób statku głębię wodną porze.