Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

leń, całej ludzkości w tej chwili się ważą (prez. Lamas na posiedzeniu Ligi).
Czytelnik pilniejszy może czasem dostrzec w gazecie tu i ówdzie wiadomość bardziej pocieszającą — musi tylko dobrze uważać, bo je drukują przeważnie drobnym maczkiem, petitem. W tygodniu ubiegłym — jak piszą — przywieziono pociągiem pośpiesznym do Wenecji kilka tysięcy jaskółek z Austrii, z Niemiec. W Europie centralnej mróz chwycił wyjątkowo wcześnie i obawiano się, że ptaki o własnych siłach Alp nie przelecą. Dwa tysiące jaskółek przesłano też któregoś dnia aeroplanem z Berlina, ułatwiając im w ten sposób doroczną „migrację“. Może nie jest jeszcze z człowiekiem tak źle, może nie tylko zęby, kończyny, kręgi ogonowe podlegają prawom ewolucji?
P. Flannery, badaczka amerykańska, twierdzi zresztą — opierając się na własnych dłuższych obserwacjach wnikliwych — że nawet człowiek pierwotny wcale nie jest taki znów „dziki“, jak to sobie zwykle wyobrażamy. P. Flannery spędziła sporo czasu między „Indianami z Wielkich Lasów“ (Kanada, brzeg południowy zat. Hudsona) — nie mają zupełnie krwawych tradycji wojennych, nie mają specjalnej „broni zaczepnej“. Ten sam brak tradycyj — pisze dalej uczona autorka w zajmującym artykule antropologicznym — znajdujemy często u ludów bardzo zaawansowanych, Chińczyków, Hindusów, tubylcy w krajach „najdzik-