Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dać można było w tygodniu ubiegłym zaszytego w skafander gumowy pilota — skoczył na płatowcu — specjalnie w tym celu zbudowanym — na wysokość prawie szesnastu kilometrów, pobił wszystkie rekordy dotychczasowe, mało nie zemdlał na wyżynach, ale pofrunie na pewno jeszcze wyżej, do stratosfery. W zeszłym miesiącu kilka śmielszych osób — w tym jedna samotna kobieta — przeskoczyło wielką wodę, Ocean Atlantycki, jakaś bardzo potężna maszyna angielska, która ma później kursować, jak prom między kontynentami, nad linią Kolumba, odbywa właśnie lot próbny wzdłuż brzegów brytyjskich... Dwaj dziennikarze amerykańscy, panowie Ekins („World Telegram“) i Kieran („New York Times“), wyruszyli — jak ongi bohaterowie Verne’a — w podróż naokoło świata, mają w oryginalnym wyścigu korzystać tylko z istniejących linii komunikacyjnych i chcą dowieść, że można już dziś — za biletem pasażerskim — objechać, a raczej przeważnie oblecieć kulę ziemską w dni dwadzieścia...
Takeśmy się ongiś cieszyli z najmniejszych triumfów rycerzy powietrza — wzdycha przy okazji jeden z wybitnych dziennikarzy londyńskich, — takeśmy witali radosnymi okrzykami „epokę aeroplanu“... Widzieliśmy okiem wyobraźni świeże kwiaty z dalekich krajów, listy miłosne, ostatnie numery pism, pastylki od kaszlu i środki lecznicze. Podarunki... przesyłki... Dziś jest mowa raczej o bombach, wzniecających po-