Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie swój „motor słoneczny“. Maszyna wygląda na zdjęciach okazale, składa się z luster aluminiowych, które skupiają promienie na pewnej rurce czymś tam napełnionej, ta rurka ogrzewa się w dzień jasny do kilkuset stopni, wpada do kotła z wodą, wytwarza wrzenie, parę, która znów porusza tłok w odpowiednim przyrządzie. Na kongresie instalacja od razu zacięła się i nie chciała działać — ma jednak podobno spore zalety konstrukcyjne, wyłapuje przeszło 15 procent padającej na metalowe reflektory energii słonecznej i model większy zastępuje (w godzinach południowych) pół konia parowego. Zobaczymy — może to świt nawej epoki, może technika jutrzejsza nie będzie dymiła i perfumowała powietrza przykrym odorem gazów, może będziemy „palili słońcem“ pod tłokami.
Największy — jak się zdaje — triumf na naukowych kongresach amerykańskich święciła znów biochemia. Nauka o życiu jest coraz bardziej żywa i przedsiębiorcza, chwyta od razu, w lot, na gorąco każde odkrycie nauk ościennych i umie je w sposób nie raz zastanawiający przystosować do swoich celów. Fizyka np. bada wciąż jeszcze t. zw. „izotopy“ — pierwiastki, które są do siebie bliźniaczo podobne, chemicznie jednakowe, ale mają różne ciężary atomowe — prace mają pozornie znaczenie tylko laboratoryjne, a tymczasem już prof. Krogh z Danii karmi zwierzęta doświadczalne „radioaktywnym izotopem“ fosforu, zamiast fosforem zwy-