Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GORDON (czyta): „Znanemu ze swej działalności antyoświatowej, osiwiałemu w lokajstwie radcy... wydarzył się wypadek... Na stacji, zamiast kwiatów i oracji... najzabawniejsze, że i order, który mu się dyndał, jak dzwonek na szwajcarskiej krowie... Młodemu uczonemu należy się wdzięczność... ogółu“.
Patrzcie — należy mi się wdzięczność! Moi panowie, dziękuję wam za dobre chęci, ale... Stało się! Od dziś nie jestem już docentem. Usuwam się w zacisze życia prywatnego. Żal mi, że tracę tak dzielnych słuchaczy...

TRYLSKI: Jak to? Pan się usuwa zupełnie?

GORDON: Tak jest, panie Trylski. Zastąpi mnie kolega Perlmutter (wstaje). Polecę mu panów gorąco. Do widzenia.

(TRYLSKI, PĘPKOWSKI wstają również).

TRYLSKI: A czy wolno przynajmniej wiedzieć, dla jakich powodów nas pan osieraca?

GORDON: Dla wielu! Głównie — niepowodzenie w badaniach naukowych... Słowem — zniechęcenie i depresja...

(Dzwonek — głos posłańca w przedpokoju).

GORDON (drgnął): Moi panowie, chwila jeszcze!... Nie pozostawiajcie mnie teraz samego!

(Wchodzi POSŁANIEC z walizką, dwiema parasolkami i wielkim pudłem od kapelusza damskiego — jak w akcie 1⸗ym).

POSŁANIEC: Pan doktor Gordon?

GORDON (przerażony): Tak, to jest nie, tak, to ja...

POSŁANIEC: Jedna pani kazała mi te rzeczy tutaj odnieść i powiedziała, że wkrótce sama przyjdzie.

GORDON: Znów! ona! Ciągle ona! Zawsze ona!