Teraz, kiedy wielkie okręty powietrzne śmiało, pewnie, niechybnie z Europy do Ameryki płyną, kiedy lada dzień w Lake Hurst, amerykańskim porcie lotniczym — na miejscu widocznem — wymalują rozkład jazdy, jak u nas, na dworcu Wiedeńskim: Statek „Los Angeles“ odpływa do Europy 5.24, przelatuje nad Wyspami Azorskiemi 18.40, ląduje w Southampton 7.12, — Zeppelin „Monitoba“ wskutek burzy na Atlantyku opóźni przyjazd o minut dwadzieścia — teraz, powiadam, przypomina mi się, że i ja, nędzny skryba i szary szczur lądowy, jestem poniekąd albo potrosze pionierem tej wielkiej sztuki, że i ja byłem Ikarem, i ja żeglowałem po błękitach w nadętej „montgolfierze“. I ja bujałem tam w górze, „pod obłokiem, by na głupstwa nędzy tyle dumnem mędrca spojrzeć okiem“.
Działo się to lat temu czternaście z okładem. Zamożne miasto Frankfurt, gdziem pracował jako asystent w sławetnym Instytucie Fizycznym, posiadało w owym czasie sporą płachtę impregnowaną, właściwie — worek, który w stanie nadętym mógłby pomieścić czteropokojowe mieszkanie warszawskie
Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.
TILLY II