Przejdź do zawartości

Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już tak droga, że tylko najwięksi potentaci finansowi na krótki pobyt w tem mieście pozwolić sobie będą mogli. Arnold Szyfman przytuli się gdzieś w suterynie na Powiślu, Marjan Dąbrowski żywić się będzie skórkami od pomarańcz i razowego chleba, Heinzel, Kunitzer, Szereszewski, Poznański, Maurycy Zamoyski zawiążą towarzystwo akcyjne celem kupienia dla własnego i natychmiastowego użytku jednej porcji flaków garnuszkowych w jadłodajni na Browarnej.
Do „Astorji“ zaś — na parówki z chrzanem i na śledzia z garniturem — przyjedzie specjalnie Vanderbildt z Ameryki, Rockefeller zajmie miejsce wieczyste do cna wyłysiałego Makuszyńskiego, przyczem okaże się, że podróż Nowy Jork — Southampton — Gdańsk — Warszawa, nawet w pierwszej klasie luksusowego parowca, tańsza jest od pary kretonowych kalesonów u B-ci Jabłkowskich.
Na turystę wracającego z tajemniczej Warszawy, patrzeć będą już wtedy w Europie, jak na dziwowisko, jego portret zamieści chętnie każde pismo ilustrowane w rubryce „Kaprysy miljarderów“.
Co się w owej — niezbyt doprawdy odległej — epoce stanie z niedołęgami, których lenistwo, albo choroba woli zatrzymają tu, na starych śmieciach, tego doprawdy sobie nie wyobrażam. Być może, że wrócą dla nich znów błogosławione czasy niewolnictwa i handlu ludźmi. To ich odrazu wybawi z wszelkich kłopotów materjalnych. W halach targowych na placu Kercelego, na specjalnej podściółce ze słomy siądą sobie spokojnie obok członków Zwią-