Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

galanteryjnych na Grabenie ukazywały się coraz częściej — „kołnierzyki Przybram“! „krawaty Hubert I. Przybram“! „najmodniejsze getry — fason H. Przybram“! „Kamizelki włóczkowe — dernier cri — Przybram“! „Oryginalne paryskie — bretelles Pchibram“.
Nelli stawała przed witrynami sklepowemi i zanosiła się od śmiechu. Przybram jako wyrocznia mody! Człowiek w pomarszczonem ubraniu marengo! Człowiek, który nigdy nie umiał zawiązać krawata na muszkę i który jadł szparagi z niewłaściwego końca!
— Poszaleli, czy co! — ruszała ramionami diva. — Jakim sposobem jego nazwisko może być reklamą dla szelek.
Powoli słowo Przybram wpadało jej w oczy coraz natrętniej i zaczęło ją wreszcie razić i irytować, jak irytuje Odol, Anna Csillag, pasta „Pebeco“.
— Co oni w nim takiego widzą? Co się stało?
Darła na strzępy listy, nadchodzące z San Lorenzo. Ów docent o głębokich oczach, naiwny, jak dziecko, rozprawiający tonem historyka o najbłahszych i najpospolitszych rzeczach — o tańcu, o celowości guzików — był swego czasu zabawny i sympatyczny. Ale teraz — kiedy się brutalnie oczom narzucał na każdym rogu ulicy — brr! budził poprostu odrazę.
— Genjusz? — dziwiła się Nelli. — Geza i James kpili sobie z niego nieraz w najlepsze, urzędnik