Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowo Pytja podziałało wreszcie — mimo wszystko — na jasnowłosą Tynę. Parsknęła śmiechem. Pauza.
— Słuchamy tedy — rzekł Husiatyński. — Kelner, piwo raz!
Mec mimo tyloletniej rutyny nie był oratorem. Zawsze miał tremę i zacinał się, wykolejał na najprostszych wyrazach. Wpadał w jakiś styl napuszony i sztuczny, a nawet poprostu „rozdwajał się“; jeden Mec słuchał przemówienia drugiego Meca i krytykował go ostro, bez pardonu: „co ten idjota wygaduje!“
— Pracuję w warsztacie — tłumaczył się nieśmiało — zaledwie od dziesięciu tygodni. Sam, bez żadnej pomocy.
— A Kulka? — przerwał Husiatyński. — Jakto?! A Kulka?
— O Kulce później. Kulka się tymczasem nie liczy. Sam lutuję, sam wykonywam roboty szklarskie. Dmucham, zatapiam. Jestem na drodze do pewnego odkrycia. Odkrycie — to może za dużo. W każdym razie — zagadnienie było dla mnie nowe. Zagranicą pracowałem głównie nad optyką nowoczesną, a tu chodzi o mechanikę i sprawy akustyczne... Helmholtz, Mach... Zwłaszcza Helmholtzby się przydał. Bądź co bądź zdaje mi się już teraz, że można będzie stworzyć taki