Kilka ważniejszych fragmentów z bruljonu:
3/VII. Środa. Dawny warszawski Mec miał przynajmniej jedną pociechę. Kiedy mu co doskwierało, zapadał w sen głęboki, albo drzemał przez cztery godziny na pierwszej lepszej kanapie. [Oho]² Wszystko djabli wzięli! Od tygodnia nie zmrużyłem oka. Wracam do domu w biały dzień, słońce mi prześwietla zamknięte powieki — nie mogę. Przewracam się z boku na bok i słucham, jak miasto huczy i dudni.
No tak. Teraz „pracuję“, to prawda. Ale przekleństwo mojego życia w tem się właśnie streszcza, że znowu nie wiem, czy ta praca ma sens i czy nie jest aby najpodlejszem marnotrawstwem i nadużyciem zaufania. Szastam kilowatami, przepaskudzam wolty i ampery, pcham licho wie w co energję elektryczną, przepalam przewody i cenne źródła światła... Onegdaj znów pękły dwie lampy kwarcowe (Hanau) i trzy naj-