Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządów, za wyjątkiem radzieckiego rządu Belleville, wysłano gońców z ofertą.
Wszystkie rządy, w obawie wprowadzenia na swe terytorjum obcego elementu, odpowiedziały odmownie, motywując swoje stanowisko niemożnością wyżywienia nowych przybyszów, z uwagi na nader szczupłe zasoby posiadanej żywności („dość mamy własnych gąb do karmienia“).
W ostatnim odruchu instynktu samozachowawczego przyjęto wniosek jednego z policjantów, proponującego odnaleźć jakiego bądź cywila i zmusić go do proklamowania się dyktatorem wyspy Cité. Postanowiono niezwłocznie zarządzić obławę.
Po półgodzinnych bezowocnych poszukiwaniach u wylotu jednej z uliczek ukazał się patrol, niosący na rękach nieznanego bliżej, sparaliżowanego staruszka. Staruszek zdradzał niedwuznaczne objawy przerażenia. Gdy wnoszono go do prefektury, zaczął płakać i próbował się wyrwać, rzecz prosta — bezskutecznie.
W gabinecie prefekta, delegacja policjantów oświadczyła mu, że jest dyktatorem i jako taki wydać winien kilka dekretów restytuujących pojęcie władzy praworządnej.
Staruszek siedział w fotelu apatycznie, nie reagując zupełnie na ofiarowany mu zaszczyt i władzę. Próbowano wyłuszczyć mu rzecz w jak najdostępniejszych wyrazach. Napróżno. Jak się okazało, był głuchy.
Z trudnością wreszcie zdołano porozumieć się z nim na piśmie. Kancelaria zredagowała orędzie, które staruszek, po długich wzdraganiach, pod groźbą lufy rewolwerowej, zdecydował się wreszcie podpisać.
W godzinę później na murach wyspy Cité ukazało się pierwsze orędzie nowego dyktatora. W orędziu tem nowy dyktator obwieszczał, iż obejmuje władzę nad wyspą Cité, ustanawiając na niej państwo praworządności.