Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bliższym czasie. Będzie pan miał sposobność przekonać się o tem naocznie.
— Nonsens. Idę o zakład, że nie.
— Przyjmuję.
— Zakład zbyt abstrakcyjny, aby ktokolwiek z nas miał szansę go wygrać.
— Możemy go z łatwością skonkretyzować. Jeżeli, przy dotychczasowych postępach epidemji, Paryż za miesiąc nie będzie w naszych rękach, uznaję się za pobitego.
— Akceptuję. Jedyny warunek: z chwilą przegranej pakuje pan sobie bez mojej pomocy kulę w łeb.
— Zgoda.
— Może się zdarzyć, że umrę, nie doczekawszy się rozstrzygnięcia naszego zakładu. To rzeczy w niczem nie zmienia. Zakład obowiązuje po dawnemu.
— Obowiązuje po dawnemu.
— Jeżeli wygra pan, w takim razie ja przyrzekam palnąć sobie w łeb.
— To zupełnie zbyteczne — odparł z uśmiechem P’an Tsiang-kuei. — Jeśli wygram ja, zobowiąże się pan wrócić do swej pracy naukowej i stać się lojalnym kierownikiem laboratorjum do walki z dżumą w naszym proletarjackim Paryżu.
— Zgoda. Termin — miesiąc. Na wszelki wypadek, dla uniknięcia trudności, jakie nastręczyć może dotrzymanie warunku naszego zakładu, pozwoli pan, że ofiaruję mu już dziś ten oto rewolwer. Może posłuży on panu za fetysz.
P’an Tsiang-kuei z uśmiechem wsunął rewolwer do kieszeni:
— Poczynając od tej chwili, winien pan skrupulatnie dbać o siebie i zachowywać wszelkie środki ostrożności, aby nie zachorować i nie umrzeć, jeżeli, jako uczciwy dłużnik, nie chce się pan stać niewypłacalnym. Poproszę pana w każdym razie o pańską wizytówkę z adresem, żebym