Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podszedł do niej po skończonem zebraniu, zapytał, co jej jest, czy nie chora. Uśmiechnęła się żałośnie. Trudno byłoby określić: uśmiecha się, czy zaraz gotowa zapłakać. Bąknęła, że ją boli głowa.
P’an zaniepokoił się. Przemęczona. Zrozumiałe. Skądże takie dziecko może podołać takiej piekielnej robocie?
Od tego dnia spotykali się rzadko. Jedynie na zebraniach kółka. Uczyła się pilnie po dawnemu. Ale widać było, że coś się w niej załamało. Próbował zagadnąć. Wymawiała się nieśmiało. Zmęczona. I śpieszy się. Ma teraz własne małe kółko robotnic. Nie można się spóźniać — wszyscy są przemęczeni. Więcej niczego nie mógł z niej wydobyć.
Aż tu nagle — wielka nieoczekiwana radość. Przyniosły ją gazety. W Rosji — rewolucja robotnicza. Władza w rękach rad. Na czele — komuniści. Oby się tylko utrzymali! Robotnicze państwo socjalistyczne w sąsiedztwie — co za potężny sojusznik! Myśląc o tem, łatwiej było pracować, znosić porażki, upośledzenie, miażdżący, nieludzki ucisk.
Mijały miesiące.
W fabryce robota posuwała się szybko. Były już trzy kółka ze starszych robotników. Do pomocy nie miał nikogo. Wszystko — sam. Nadążał z trudnością. Własne studja na czas jakiś musiał zarzucić.
I mimo wszystko, po nocach, gdy pozostawał sam, tęsknił potajemnie do dawnych rozmów z Czen, do jasnych, dowierzających oczu, do miękkiej egzaltacji jej głosu.
Raz, wieczorem — minęło już niepostrzeżenie kilka miesięcy — wychodząc, spostrzegł na podwórzu zbiegowisko robotników. Podszedł i zapytał, co się stało.
— Szpularka utopiła się... W studni...
Drgnął. Roztrącając ciekawych, przecisnął się bliżej. Serce waliło na alarm. Poznał zdaleka. Leży maleńka, ze zsiniałą, obrzękłą twarzyczką; w półotwartych oczach — dziecinny przestrach.