Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli wierzyć książce, ucisk i nędza panoszą się nietylko w Chinach. W Europie te same dziesiątki tysięcy białych ludzi uciskają i okradają dziesiątki i setki miljonów własnych, białych robotników i chłopów. Sedno — nie w barwie skóry i nie w pionowych przekrojach granic państwowych, lecz w poziomych rozwarstwieniach klas, spojonych, pomimo różnic języków i obyczajów, wspólnością interesów i celów. Pracujący i wyzyskiwani całego świata, to jedna wielka rodzina. I biały, i żółty cierpią i walczą o jedno. Podobnie i burżuazja. Niedarmo Chińczycy-bogacze zawsze idą ręka w rękę z białymi najeźdźcami.
Wszystko to było niespodziane i uderzające, nowością swą przyprawiało o zawrót głowy. Od rozsadzających czaszkę myśli płonęły rozognione policzki; rozszerzone oczy, jakgdyby uzbrojone w nowe okulary, spoglądały na świat inaczej, przeszywały na wylot, jak świdry.
Przeczytawszy książkę od deski do deski, pobiegł do chuderlawego poprosić o inną. Pomówili o przeczytanem. Chuderlawy objaśnił niezrozumiałe słowa. Trudniejsze miejsca wytłumaczył na przykładach. Niepostrzeżenie zeszli na tematy aktualne. O wojnie. Imperjalizm i t. d. Dlaczego dla Chin byłoby lepiej, gdyby wygrały Niemcy? Zresztą, tak, czy inaczej, kolonjalne apetyty imperjalistów na pewien czas bez wątpienia osłabną. Grozi zato inne niebezpieczeństwo: najazd Japończyków. Wypierają zewsząd białych. Szykują się do nałożenia łapy na Chiny. Niczem nie lepsi od tamtych, bodaj, że nawet gorsi. Na fabrykach wyzyskują robotników w niewiarygodny sposób i płacą grosze, o wiele mniej od Anglików.
Dał nową książkę i poprosił P’ana, żeby zachodził częściej.
Książki zmieniały jedna drugą, im dalej, tym zrozumialsze. Czytał ukradkiem, po nocach, — noce były białe, jasne. Rano, nad niedoczytaną książką zastawał go świt. Za dnia, na lekcjach, ze zmęczenia kleiły mu się oczy. Zaczął się nawet