Strona:Bruno Jasieński - Do futurystów.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DO  FUTURYSTÓW
BRUNONA JASIEŃSKIEGO

Już nas znudzili Platon i Plotyn
i Charlie Chaplin i czary czapel, —
rytmicznym szczękiem wszystkich gilotyn
piszę ten apel.

Dziwy po mieście skaczą już pierwsze,
z za kraty parków rzeźby wyłażą,
kobiety w łóżkach skandują wiersze
i chodzą z niebieską twarzą.
Po cztery głowy ma każdy z nas.
Przestrach nad miastem zawisnął niemy.
Poezja
z rur się wydziela,
jak gaz.
Wszyscy zginiemy.
Dzień się nad nami zatrzymał złoty
i pola nasze pobił grad,
jakby wytoczyła przeciw nam kulomioty
Niebieska Republika Rad.
Krzyczały w gazetach telefony i Paty,
że w zimie nie starczy nam chleba, —
Nikt z nas nie dożyje do zimy.
Przyszedł czas ostatniej krucjaty.
Tłumie,
coś mnie okrążył i chciał bić laskami,
czemuż stoimy.
Niech poeci idą do nieba.
Jestem z wami.

Nie będzie więcej żaden,
któremu do ust swój dzban dasz,
pieścić nam oczu jadem
gęstym, jak bandaż.

Przyjacielu Anatolu,
połóż, połóż tu’ się
i gdy ci spadnie na czaszkę mój młotek