Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Saweljewicz miał swój, wypracowany latami, stosunek do pracy, swoje ABC pracy, wyuczone w tych czasach, kiedy biegł z taczką i pracował jako prosty tragarz, jak dziesięć przykazań: „praca jest pracą“, „dla gospodarza ważne, aby pracowano jaknajwięcej, dla robotnika, — aby jaknajmniej“, „pracować trzeba, żeby jeść“, „kto może jeść nie pracując, ten nie głupi pracować“. Kierując pracą, bronił on interesów gospodarza, patrzał i wymagał, żeby pracowano jaknajwięcej, i dlatego ceniony był, jako dobry pracownik. Gdy zjawiły się na budowie nowe słowa „entuzjazm“, „szturmowanie“, „współzawodnictwo“, spotkał je ze sceptycznem mrużeniem oczu, jako bolszewickie kawały, nie wyrażał jednak swej niechęci i dlatego uważany był, jako dobry sowiecki pracownik. W rzeczywistości zaś, przywykł, że u gospodarzy zdarzają się swoje dziwactwa, swoje „koniki“, i dziwactwa te należy szanować, nie okazując, że się z nich pokpiwa, — żaden gospodarz tego nie ścierpi. Cudzoziemskich specjalistów poważał za to, że ci pracę rozumieli jako pracę, bez kawałów i nad kawałami ironicznie mrużyli oczy. Oni mogli sobie to pozwolić otwarcie czynić, lecz i oni zachowywali przy tem ogólnie przyjęte prawa uprzejmości.
Amerykański inżynier, wchodzący nocą na ekskawator, aby pracować przez całą zmianę, jako zwykły dragier, — coś takiego Andrzej Saweljewicz widział po raz pierwszy. Normalnie rozważając, był to także „kawał", lecz kawał ten nie wyczerpywał się zwykłym ironicznym uśmiechem w oczach. Naruszał on całe ABC. I Andrzejowi Saweljewiczowi