Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czetwiertiakow z pobladłym nosem siedział na swojem krześle i więcej się nie uśmiechał.
Pierwsza odzyskała równowagę Niemirowska.
— Nachlali się jak świnie i zaczynają wyprawiać brewerje. Nie zwracajcie uwagi. Oni tak zawsze, gdy się napiją. Zaraz ich sprowadzę.
Wyszła wślad za inżynierem i Krygierem na werandę.
Clark zauważył, jak Murri cichutko wyniósł się po angielsku i zdecydował pójść za jego przykładem. Nie rozumiał, co tu zaszło, widok jednak pijanych był dla niego fizycznie wstrętny. Przeczekawszy cokolwiek, wstał i wysunął się na taras.
Wszedłszy do swego pokoju, zostawił drzwi półotwarte i zrzuciwszy marynarkę, wyszedł na próg odetchnąć świeżem powietrzem.
Kąt werandy, gdzie stał Clarke, pogrążony był w mroku. Przeciwległy kąt oświetlał blady snop światła z okien Niemirowskich. W poświacie, padającej z okna, Clarke spostrzegł Niemirowską i Krygiera.
— Przestań się wygłupiać. Oni wszak wszyscy pijani. Śmieszne, żeby przez głupstwo robić całą historję. Wróć na pięć minut, potem sobie pójdziesz. Nie rób demonstracji.
— A co mnie to obchodzi? Wlazłem do tej kliki tylko przez ciebie, chciałem się z tobą zobaczyć. Pod twoim przymusem wlazłem do tej kompanji, ale wysłuchiwać w milczeniu kontrrewolucyjnych dowcipów nie mam potrzeby.
— Widzisz go, kontrrewolucję wywąchał! Sa-