Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z drugą brygadą jakiś tam zakład, że w ciągu dziewięciu dni zmontują ekskawator i teraz stanęli wszyscy na głowach. Rwą jeden drugiemu z rąk. Dzisiejszej nocy obudzili mnie o trzeciej i zawieźli na odcinek. Zmuszają mnie, bym stał tu na upale. Ja dwadzieścia godzin na dobę nie najmowałem się pracować.
— Niech pan idzie i położy się w namiocie wypocząć. Potem pan zobaczy, co oni zrobili.
— Połamią, zmontują nie tak, a przed firmą ja będę odpowiedzialny. To nie samowar, a delikatna i skomplikowana maszyna. Nie przykręcą jednej śruby i cała robota do djabła.
— A czy zepsuli już coś?
— A czy ja teraz wiem?
— No więc widzi pan, nawet napewno nic nie zepsuli, a trzeba się śpieszyć i bez tego robota haniebnie się zatrzymuje.
— U kogo się zatrzymuje? Trzeba było na czas części przywieźć, a nie teraz śpieszyć się na zbity łeb. Ja tu dwa tygodnie bezczynnie siedziałem...
— A więc, odpoczął pan. Teraz w dwa tygodnie pan dogoni bardziej intensywną pracą.
Barker znacząco spojrzał na Clarka:
— Panu się tutaj podoba, niech pan więc i po czterdzieści osiem godzin na dobę pracuje, a ja pluję na ich sztuczki. Ja mam ścisłe, ustanowione terminy. Firma oblicza, że montaż ekskawatora trwać musi piętnaście dni i tylko z tym terminem obowiązany jestem się liczyć. Szybciej nie jestem obowiązany robić.